- "Tales of Otherland" - odpowiedział po dłuższej chwili
- Przecież to książka dla dzieci. Nie jesteś odrobinę za stary?
- Ta książka ukazuje, co pragnie twoje serce... - odparł. - Nie znalazłem jej. I pewnie nigdy już nie znajdę.
- "Tales of Otherland"... - powtórzyła szeptem - Mackenzie chyba ją czyta.
- Mackenzie?! - zapytał zszokowany.
- Przyniosę ci ją, kiedy skończy.
- Przyniosę ci ją, kiedy skończy.
- Dziękuję - odpowiedział szybko.
- Ale nie rozumiem... Potrzebna ci książką, żebyś się dowiedział czego pragniesz? - zapytała lekko zdziwiona
- Ale nie rozumiem... Potrzebna ci książką, żebyś się dowiedział czego pragniesz? - zapytała lekko zdziwiona
- Ona mówi ci to, czego nawet nie jesteś świadoma. Mówi co kryje twoje serce w najgłębszych zakamarkach... - w jego głosie można było wyczuć zachwyt.
Effy nic nie odpowiedziała. Patrzyła się w jego świecące bursztynowe oczy. Był od niej o wiele wyższy. Sięgała mu zaledwie do obojczyków. Dlatego musiała otchylić głowę do tyłu i skierować ku górze.
Bardzo chciała wiedzieć o czym on teraz myśli. Czy to, co przed porama chwilami zrobili. To jak się pocałowali, cokolwiek dla niego znaczyło. Nie rozumiała co w niej, go tak zainteresowało. Chciała się znów do niego zbliżyć. Poczuć jego bliskość. Starała się odpędzić te myśli. Bez skutku. To jest niewłaściwe, powtarzała sobie w myślach. Wtedy Jace ujął w dłonie jej podbródek.
- Pokażę ci coś.
Złapał ją za rękę i poszli w górę po krętych schodach. Elisabeth najbardziej zdziwiło to, że Jace utyka.
- Coś się stało? Kulejesz. - powiedziała.
- Pokażę ci coś.
Złapał ją za rękę i poszli w górę po krętych schodach. Elisabeth najbardziej zdziwiło to, że Jace utyka.
- Coś się stało? Kulejesz. - powiedziała.
- Ah, tak. Mac chyba wgniotła mi piszczel. Nie przejmuj się - odpowiedział.
Effy uśmiechnęła się pod nosem. Zawsze wiedziała, że Mackenzie ma mocnego kopniaka, ale nie, że aż takiego. Po chwili wspinaczki po schodach, znaleźli się na samym szczycie oranżeri. Znajdował się tam wielki "taras". Jace pociągnął Effy na jego koniec -Popatrz - wskazał na wielkie panoramiczne okno, do którego ona zaraz podeszła. Dotknęła wielkiej szyby.
Effy uśmiechnęła się pod nosem. Zawsze wiedziała, że Mackenzie ma mocnego kopniaka, ale nie, że aż takiego. Po chwili wspinaczki po schodach, znaleźli się na samym szczycie oranżeri. Znajdował się tam wielki "taras". Jace pociągnął Effy na jego koniec -Popatrz - wskazał na wielkie panoramiczne okno, do którego ona zaraz podeszła. Dotknęła wielkiej szyby.
Ich oczom ukazał się wielki krajobraz Nowego Jorku. Cały skąpany był w różnobarwnych kolorach, pomimo ciemności nocy. Światła uliczne i lampy rozświetlały ulice Brooklyn'u i Manhattan'u. Dobrze było widać kluby, które mijały Effy i Mac przyjeżdżając do Instytutu. Począwszy od Java Jones i skończywszy na Pandemonium. Panorama Nowego Jorku wyglądała teraz jak na dobrze znanych jej filmach, które czasami oglądała z Mackie wieczorami. Nagle poczuła jak coś ciągnie ją w dół. "Coś" okazało się Jacem, siedzącym już na kocu. Usadowiła się koło niego. Siedzieli tak blisko, że ich kostki się stykały.
Od początku dzisiejszego spotkania z Jacem serce galopowało w jej
piersi jak dzikie. Szybkie jego bicie słyszała nawet w uszach. Jace
wydawał się rownież nieco spięty. W każdym razie z łatwością to
maskował, w przeciwieństwie do niej. Przez jej bladą jak śnieg skórę,
doskonale było widać różowe rumieńce. Co gorsza, miała spuchnięte oczy
od płaczu. Jace w porównaniu do niej wyglądał perfekcyjnie.
Nieśmiało i delikatnie oparła głowę o jego ramię. Mówił coś do
niej, lecz jej powieki stały się ciężkie. Każde jego słowo, rozpływało
się i odbijało cichym echem w jej głowie. W tym momencie zasnęła.
***
Mac weszła przez obszerne, metalowe drzwi Instytutu. Oparła o nie swoją głowię i zaczęła się uśmiechać, pomimo bólu dokuczającego jej po ataku stwora. Nie mogła wyrzucić z pamięci tego chłopaka, który jej pomógł. Simon'a. Spodobała mu się. On jej najwidoczniej też. W całym jej życiu, żaden chłopak nie był tak pomocny, miły, a przede wszystkim bezinteresowny. Westchnęła i poszła dość szybkim krokiem w stronę pokoju.
Za niedługo znalazła się w nim. Nic się nie zmieniło od jej wyjścia. Może tylko jedno. Nie było tam Effy. Uznała, że poszła się przejść. Choć było już bardzo późno, powinna już wrócić. pewnie kręciła się gdzieś po Instytucie. Nie było sensu jej szukać, prędzej pięć razy by się zgubiła niż spotkała Eff.
Mac poszła do łazienki. Przechodząc koło lustra przestraszyła się samej siebie. Miała potargane włosy, twarz umazaną krwią i podarte ciuchy, przez które było widać głębokie rany. Zrzuciła ubranie i poszła się obmyć. Rany nie były bardzo bolesne, lecz dosyć wyczuwalne. Zmyła ze skóry krew i odkaziła rany. Przebrała się w czyste ubranie i związała włosy w koka.
Mac poszła do łazienki. Przechodząc koło lustra przestraszyła się samej siebie. Miała potargane włosy, twarz umazaną krwią i podarte ciuchy, przez które było widać głębokie rany. Zrzuciła ubranie i poszła się obmyć. Rany nie były bardzo bolesne, lecz dosyć wyczuwalne. Zmyła ze skóry krew i odkaziła rany. Przebrała się w czyste ubranie i związała włosy w koka.
Jej powieki wolno opadły. Wyszła z toalety i opadła na łóżko. Zasnęła. Przed jej oczyma pojawił się Simon. Tak jak paręnaście minut, temu stali pod drzwiami Instytutu. Był taki sam jak go zapamiętała. Brązowe loki, szeroko otwarte, świecące oczy. Jego nieśmiałość, a zarazem odwaga robiły na niej dobre wrażenie. Jedyne co się zmieniło, było to, że stali zwróceni twarzą w twarz. Chłopak podtrzymywał ją nad ziemią tak, że była jego wzrostu. Przyciągnął ją do siebie i pocałował...
Mackenzie w jednej chwili obudziło głośne stukanie do drzwi. Pukanie do drzwi po drugiej, kto normalny przychodziłby tu o drugiej? Effy przecież by nie pukała... Zdziwiło ją, to co przed chwilą jej się śniło, ale jednocześnie była wściekła, że ktoś zakłócił ten sen. Nie wiadomo dlaczego bardzo chciała dokończyć go dokończyć. Jednakże niechętnie wstała i podeszła do wejścia.
***
- Podoba ci się tutaj? - zapytał. Nikt nie odpowiedział. -Eff...? - uciął gdy zobaczył, że śpi oparta o jego ramię.
Uśmiechnął się sam do siebie. Jeszcze raz spojrzał na krajobraz Nowego Jorku. Odgarnął kosmyk włosów z czoła Elisabeth i wziął ją na ręce. Była zadziwiająco lekka. Popatrzył się na jej twarz. Dopiero teraz zauważył, że ma delikatne piegi na nosie i policzkach. Usta blade, zlewające się z kolorem skóry. Klatka piersiowa poruszała się spokojnie. Najwidoczniej śniło jej się coś przyjemnego, bo kąciki jej ust były lekko uniesione do góry.
Ostrożnie zszedł ze schodów, a następnie całkiem wyszedł z oranżerii. Błagał wszechświat, żeby po drodze nie spotkał Matt'a. Wiedział, że on go nie cierpi. A jeśli zobaczyłby Jace'a wracającego ze szklarni z Effy na rękach, totalnie by się wściekł. Matthew za żadne skarby nie chciałby, aby jego siostra była z Jace'em. Na szczęście nikogo nie spotkał.
Uśmiechnął się sam do siebie. Jeszcze raz spojrzał na krajobraz Nowego Jorku. Odgarnął kosmyk włosów z czoła Elisabeth i wziął ją na ręce. Była zadziwiająco lekka. Popatrzył się na jej twarz. Dopiero teraz zauważył, że ma delikatne piegi na nosie i policzkach. Usta blade, zlewające się z kolorem skóry. Klatka piersiowa poruszała się spokojnie. Najwidoczniej śniło jej się coś przyjemnego, bo kąciki jej ust były lekko uniesione do góry.
Ostrożnie zszedł ze schodów, a następnie całkiem wyszedł z oranżerii. Błagał wszechświat, żeby po drodze nie spotkał Matt'a. Wiedział, że on go nie cierpi. A jeśli zobaczyłby Jace'a wracającego ze szklarni z Effy na rękach, totalnie by się wściekł. Matthew za żadne skarby nie chciałby, aby jego siostra była z Jace'em. Na szczęście nikogo nie spotkał.
Od oranżerii do wspólnego pokoju Mac i Effy, było dosyć niedaleko.
Jace szedł szybkim krokiem przez całą długość korytarza. Po chwili znalazł się przed drzwiami ich pokoju. Zapukał, kopiąc w drzwi nogą, bo na rękach trzymał Elisabeth. Drewniane drzwi po dłuższej chwili się otworzyły. Stała w nich zaspana Mackenzie. Na widok Effy wytrzeszczyła oczy.
- Co jej zrobiłeś?! - krzyknęła z niepokojem. Z jej twarzy w jednej chwili zniknęły resztki snu.
- Co jej zrobiłeś?! - krzyknęła z niepokojem. Z jej twarzy w jednej chwili zniknęły resztki snu.
- Cicho... Ona śpi. - Odpowiedział - Mogę wejść?
Mac niechętnie odsunęła się i ustąpiła mi drogi. Wskazała palcem na leżące po lewej stronie pokoju łóżko Effy. Delikatnie ją położył i jeszcze raz na nią spojrzał. Chciał pocałować ją w czoło, ale zorientował się, że przenikliwie patrzy na niego Mac. Odwrócił się na pięcie i poszedł w stronę drzwi.
- Jeśli ją znów skrzywdzisz, zabije cię, a twoje wnętrzności przerobię na girlandę. - Powiedziała chłodno Mac. - Nie znasz jej. Nie wiesz jaka jest wrażliwa i łatwowierna. Nie wiesz jak łatwo potrafi wybaczać ludziom. Więc się pilnuj.
- Jeśli ją znów skrzywdzisz, zabije cię, a twoje wnętrzności przerobię na girlandę. - Powiedziała chłodno Mac. - Nie znasz jej. Nie wiesz jaka jest wrażliwa i łatwowierna. Nie wiesz jak łatwo potrafi wybaczać ludziom. Więc się pilnuj.
Jace skinął głową i wyszedł lekko przerażony.
***
Mac wróciła do łóżka, starając się znów zasnąć. Nic z tego. Po prostu nie mogła zasnąć. Ułożyła się wygodnie na łóżku. Patrzyła w biały sufit.
- Jak...? - usłyszała cichy głos Effy.
- Jace cię przyniósł... Właściwie dlaczego?! - zapytała ze zdziwieniem Mac.
- Chyba zasnęłam w oranżerii...
Mac nic nie odpowiedziała. Elisabeth popatrzyła się w jej stronę. Pierwsze co rzuciło jej się w oczy, było długie zacięcie na jej policzku. Oraz rany na rękach i nogach.
- Co ci się stało?! - krzyknęła Eff.
- Nic. Nieważne... Wpadłam na... Potknęłam się po prostu i upadłam. Nic wielkiego. Spokojnie - odpowiedziała jąkając się.
- Okłamujesz mnie...
- Wcale nie. - Zaprotestowała.
- Szkoda, że mi nie ufasz - powiedziała - Ale jeśli będziesz chciała powiedzieć mi prawdę, to z miłą chęcią posłucham.
Mac starała się uśmiechnąć. -Skończyłaś ją czytać? - Effy wskazała na książkę - Jace jej szukał...
- Jace? Po co mu ona? - zapytała zdziwiona
- Ta książka mówi co pragnie twoje serce - powiedziała po chwili. Mackenzie wytrzeszczyła oczy.
- Co...? - zapytała jakby samą siebie - To znaczy... Tak. Skończyłam, możesz ją wziąć - podała jej książkę. - Ale... Ty i Jace...?
- Ty mi nie chcesz wyznać prawdy, więc ja tobie też - odpowiedziała urażonym tonem.
Mac westchnęła
- Chyba pójdę coś zjeść - powoli wyszła z pokoju i skierowała się w stronę kuchni.
- Chyba pójdę coś zjeść - powoli wyszła z pokoju i skierowała się w stronę kuchni.
***
Effy wzięła do ręki błękitno złotą książkę. Obracała ją przez chwilę w ręce. Następnie, bez dłuższych namyśleń wyszła z pokoju. Poszła w stronę sypialni Jace'a. Znajdowała się paręnaście metrów od jej pokoju. Pewnym krokiem ruszyła przez słabo oświetlony korytarz.
Chwilę później, znalazła się przed dębowymi drzwiami. Zapukała. Natychmiast się otworzyły. Wydawać by się mogło, że Jace na nią czekał. Gdyby nie to, że nie miał koszuli. Chyba, że to było zamierzone...
- Mam ją - uśmiechnęła się, pokazując mu książkę. - Tylko weź się ubierz.
- Co...? Oh, no tak. - Zamknął drzwi. Po chwili wpuścił ją do pokoju będąc w pełni ubranym. - Wiesz, że jest przed świtem? To mogło zaczekać do rana.
- Co...? Oh, no tak. - Zamknął drzwi. Po chwili wpuścił ją do pokoju będąc w pełni ubranym. - Wiesz, że jest przed świtem? To mogło zaczekać do rana.
Weszła, podając mu książkę.
- I tak nie spałam, a pomyślałam, że byłoby ciekawie dowiedzieć się czego "pragniesz".
Jace uśmiechnął się do niej i otworzył książkę. Powoli przewracał kremowe kartki. Elisabeth rozglądała się po jego pokoju. Nie było w nim nic "specjalnego". Na środku, pod ścianą stało drewaniane łóżko. Ściany miały kolor białego złota. Sypialnia była prawie taka sama, jak jej i Mac. Z jednym wyjątkiem. Tutaj, pod ścianami oparta była broń. Lecz pomimo tego panował tu porządek. Na twarzy Jace'a pojawił się dziwny uśmiech.
- I tak nie spałam, a pomyślałam, że byłoby ciekawie dowiedzieć się czego "pragniesz".
Jace uśmiechnął się do niej i otworzył książkę. Powoli przewracał kremowe kartki. Elisabeth rozglądała się po jego pokoju. Nie było w nim nic "specjalnego". Na środku, pod ścianą stało drewaniane łóżko. Ściany miały kolor białego złota. Sypialnia była prawie taka sama, jak jej i Mac. Z jednym wyjątkiem. Tutaj, pod ścianami oparta była broń. Lecz pomimo tego panował tu porządek. Na twarzy Jace'a pojawił się dziwny uśmiech.
- Jak narazie wszystko jest o tobie... - powiedział cicho.
Na twarz Effy wpłynął rumieniec.
- Oh... - uśmiechnęła się - Jest prawie ranek... Pójdę już...- ruszyła w stronę drzwi.
- Oh... - uśmiechnęła się - Jest prawie ranek... Pójdę już...- ruszyła w stronę drzwi.
- Do zobaczenia... - odpowiedział jej wciąż się uśmiechając.
Eff wyszła.
Eff wyszła.
***
Mackenzie po dłuższej chwili, w końcu doszła do kuchni. Mozolnie do niej weszła. Jej oczom ukazało się dosyć duże pomieszczenie, jak na kuchnię. Dominowała w nim biel i beż. Normalna kuchnia. Nie różniła się chyba niczym od przyziemnej. Ku zdziwieniu Mac, był tu również ekspres do kawy, nowoczesna (jeśli można to tak nazwać) mikrofalówka. Po lewej stronie kuchni, stała najzwyklejsza srebrna lodówka. Podeszła i ją otworzyła. W środku było jedynie mleko, parę jajek, sok pomarańczowy i woda. Mackenzie spodziewała się czegoś, ale wzięła do ręki karton mleka i sięgnęła do szafki, znajdującej się zaraz po prawej stronie. Wyjęła z niej płatki śniadaniowe. W innej szafce znalazła miskę, do której wlała mleko i wsypała płatki.
Rozległo się głośne pukanie. Mac wstała od stołu i wyjrzała z kuchni. Przy drzwiach stał już Jace. W jednej chwili otworzył drzwi. Zza nich wyjrzał chłopak w kasztanowych lokach.
-Szukam Mackenzie... - powiedział szybko, nie patrząc kto otworzył mu drzwi.
Super rozdział, boski nie mogę się już doczekać następnego rozdziału
OdpowiedzUsuńJeju, strasznie dziękujemy ❤️
Usuń